Mitologia i Biblia w literaturze – nawiązania w różnych epokach
„Dawno już został utracony eden”, dawno już runął
Akropol, przed wieloma wiekami umarła kultura antyczna, od dawna nie ma między
ludźmi proroków. A jednak ów dorobek ery starożytnej, jakim jest przede wszystkim
Biblia i mitologia, wywarł na naszą cywilizację tak potężny wpływ, że po dziś
dzień zarówno w mowie potocznej, jak i w języku literackim pełno jest motywów,
symboli, imion postaci i opisów zdarzeń zaczerpniętych bezpośrednio ze świętej
księgi chrześcijan, czy ze starych mitów z różnych części świata. W języku wciąż
funkcjonują wyrażenia typu: „miecz Damoklesa”, „pięta Achillesa”,
„nić Ariadny”, „zamienić się w słup soli”, „trąby jerychońskie,
„Sodoma i Gomora” i wiele innych. Biblia i mitologia od wieków stanowią
niewyczerpane źródło inspiracji dla artystów; wciąż wzruszają nas lub bulwersują
opisane w nich niemal fantastyczne wydarzenia, postacie. Nadal zachwycamy się
pięknem mitów. Nic więc dziwnego, że literatura wszystkich epok nadzwyczaj obfituje
w nawiązania i odwołania do tych właśnie dwojga jej „pradziadów”.
Biblia w literaturze
Trudno też znaleźć twórcę, zwłaszcza wielkiego, który by chociaż raz w którymkolwiek
ze swych dzieł nie wspomniał cokolwiek o Bogu lub bogu… Różny jednakże bywa
cel, w jakim prozaik czy poeta nawiązuje do motywów starożytnych. Czasem cały
utwór poświęca refleksjom o jakimś biblijnym lub mitycznym zdarzeniu, czasem
czerpie z najdawniejszych dzieł wzorce osobowe lub zasady moralne, czasem symbolika
antyczna staje się dlań specyficznym skarbcem, pełnym ciekawych figur retorycznych,
a czasem zupełnie nieświadomie, intuicyjnie, nie zdając sobie nawet sprawy,
po co i do czego – nawiązuje do Biblii i mitologii.
Historycy dowiedli i nauczyli nas, że naród polski prawie od samego swego początku
jest narodem chrześcijańskim, zbędne zatem będą wywody na temat znaczenia Biblii
w życiu niemal każdego Polaka – od średniowiecznego chłopa feudalnego począwszy,
poprzez wąsatego sarmatę, a na obywatelu dzisiejszego demokratycznego państwa
prawa skończywszy. Należy jednak zdawać sobie sprawę z faktu, że wśród tych
„dobrych chrześcijan” niewielu jest takich, którzy naprawdę dobrze
znają Biblię, mimo że szanują ją i respektują (choć nierzadko na pokaz!) normy
moralne, jakie zawiera. Każdy jednak wie, jak zobrazowane jest w Biblii stworzenie
świata, wyprowadzenie narodu żydowskiego z Egiptu, narodziny i śmierć Chrystusa,
czy wizja końca świata. I do takich właśnie znanych każdemu wydarzeń, opisanych
w księgach Starego i Nowego Testamentu, nawiązywali najczęściej pisarze tworzący
na przestrzeni różnych epok.
Już w średniowieczu, epoce, w której ludzie skupiali swą uwagę przede wszystkim
na Bogu i życiu po śmierci, i której myślą przewodnią stały się słowa: memento
mori, artyści nawiązywali do Biblii. Nic zresztą dziwnego – skoro Bóg znajdował
się w centrum zainteresowania, musiał stać się również postacią pierwszoplanową
wielu dzieł. Pisarze często modlili się poprzez swe utwory do Stwórcy lub innych
postaci zamieszkujących „Królestwo Niebieskie”. Taką właśnie modlitwą
jest znana każdemu „Bogurodzica” – jeden z najstarszych zabytków polskiej literatury.
W miarę poznawania utworów różnych poetów przekonujemy się, że z formy przypominającej
modlitwę nie rezygnowali i twórcy późniejszych epok, również tych, w których
to nie Bóg, a już człowiek stanowił centrum dociekań. Tak też np. Jan Kochanowski,
klasyczny przecież humanista, często odwoływał się w swych utworach, zwłaszcza
w „Pieśniach”, do Biblii, do wiary w Boga. Potrafił on docenić wartości świata
i życia doczesnego, uznając jednocześnie, że jest to dzieło Stwórcy, któremu
gorąco za nie dziękował. To Jan z Czarnolasu pytał przecież: „Czego chcesz
od nas, Panie, za twe hojne dary?”. O tym, jak wielki szacunek do Boga
miał ojciec poezji polskiej, przekonujemy się również czytając np. „Modlitwę
o deszcz”, czy też jego twórcze, aczkolwiek wierne tłumaczenie „Psałterza Dawidów”
z Biblii.
Również Franciszek Karpiński – przedstawiciel końca oświecenia – modlił się
do Boga takimi utworami, jak „Pieśń wieczorna” czy „Pieśń poranna”, które po dziś
dzień śpiewane są podczas nabożeństw kościelnych. Każdy bowiem, kto bywa w kościele,
dobrze zna słowa: „Wszystkie nasze dzienne sprawy/ przyjm litośnie Boże
prawy”, lub „Kiedy ranne wstają zorze,/ Tobie ziemia, Tobie morze,
/ Tobie śpiewa żywioł wszelki:/ Bądź pochwalon Boże wielki”, choć nie każdy
zdaje sobie sprawę, że wyszły one spod tego samego pióra, co Laura i Filon.
Adam Mickiewicz także doceniał znaczenie modlitwy w życiu prostych ludzi; szczególnie
sympatyczny jest obrazek z „Powrotu taty”, gdzie dzieci kupca słowami: „Najświętsza
Matko […]/ Zmiłuj się, zmiłuj nad tatem!” ratują ojca od niechybnej śmierci
z rąk zbójców.
Bezpośrednio do Stwórcy zwraca się w „Hymnie” Słowacki, nawiązując do ustalonego
przez Boga porządku dnia; pięknie i niezmiernie poetycko opisując zachód słońca,
zwierza się Bogu: „Dla mnie na zachodzie/ Rozlałeś tęczę blasków promienistą;/
Przede mną gasisz w lazurowej wodzie/ Gwiazdę ognistą…/ Choć mi tak niebo
Ty złocisz i morze,/ Smutno mi, Boże!”. Podobnie swoją nostalgię w rozmowie
z Bogiem wyraża Cyprian Kamil Norwid słowami „Mojej piosnki II”: „Do kraju
tego, gdzie kruszynę chleba/ Podnoszą z ziemi przez uszanowanie/ Dla darów nieba…/
Tęskno mi, Panie…”
W tomiku „Z mojej Biblii” Marii Konopnickiej znajdujemy jakże odmienną od romantycznych
egocentrycznych żądań typu: „daj mi rząd dusz” pokorną prośbę: „Na
twej mi szacie daj kroplą być rosy!/ […] abym drżąca, przed stopy Twojemi/
łzą ubłaganą była/ dla tej ziemi”.
Inaczej już, bo raczej bez wplatania elementów patriotycznych, modlą się swymi
utworami poeci XX w. Wielkie wrażenie wywarł na mnie Julian Tuwim, który modli
się: „Za smutek niezrozumianych,/ […]/ Za obrażonych, wyśmianych,/ Za
głupich, złych i maluczkich,/ […]/ Za wygwizdanych w teatrze,/ Za nudnych,
brzydkich, niezdarnych, […]/ Za wszystkich mieszkańców świata”, oceniając
tym samym ogólną kondycję człowieka.
Halina Poświatowska też się modli – o pozbawienie jej zdolności czucia, przeżywania,
a więc – cierpienia. Ale jak się modli! – „Boże mój zmiłuj się nade mną/
czemu stworzyłeś mnie na niepodobieństwo/ twardych kamieni” – słowami tymi
wyraża cały ból bycia człowiekiem – zazdroszczącym kamieniom tego, że nie odczuwają,
nie cierpią.
Dzieło stworzenia nieba i ziemi, roślin i zwierząt, a wreszcie i człowieka,
dla wielu pokoleń poetów – nie tylko dla tych wielkich i znanych, ale i dla
tych najmłodszych, najbardziej współczesnych, będących niemalże w moim wieku
– jest inspiracją i bodźcem do pisania.
Kiedy kilka lat temu przypadkiem znalazłam się na konkursie poetyckim w jednym
z liceów w moim mieście, urzekł mnie jeden z odczytanych wierszy – nawiązujący
właśnie do pierwszej księgi Starego Testamentu i będący próbą wyjaśnienia istnienia
wad ludzkich. Jakiś czas później w miesięczniku „Jestem” po raz drugi
zetknęłam się z utworem Małgorzaty Jakubas, która napisała: „A kiedy Bóg
wykorzystał już wszystkie materiały przy stwarzaniu świata/ nie pozostało już
nic, z czego mógłby stworzyć człowieka”. Dalej początkująca poetka wymieniła
rzeczy, z których według jej koncepcji powstał człowiek, a na końcu utworu umieściła
znaną, a jednak w tym wypadku zaskakującą pointę: „Stworzył Bóg człowieka
na swoje podobieństwo!”. Inna, także nie znana poetka, z której utworami
spotkałam się czytając antologię hippisowską – Katarzyna Anna „Dziki”
– w wierszu „Stwarzanie” również wyraźnie i bezpośrednio nawiązuje do wydarzeń
opisanych w Biblii. Pisząc: „Ponazywajmy się dla zabawy/ ty – adam/ ja
– ewa/ […] stwórzmy jakiś grzech/ jakąś miłość/ bo ja tak dłużej nie wytrzymam”
nie zachwyca się dziełem bożym, a sama pragnie kreować rzeczywistość i stwarzać.
Ale to chyba charakterystyczna cecha współczesnych – jeśli nawiązują do bardzo
starych dzieł, to po to, by lepiej, bardziej obrazowo wyrazić uczucia. Tak przecież
i Władysław Broniewski w „Spacerze prehistorycznym” we wszystkich strofach opisuje
„przedpotopowy ogród”, a dopiero z ostatnich wersów wynika, o co mu
naprawdę chodzi – bo oto: „na okrutnej Jabłoni/ […]/ rośnie, rośnie/
groźnie, powoli/ okrutne słowo: kocham”.
Mieczysław Jastrun nawiązuje do tych niemal „sakramentalnych” już
słów Boga: „Niech się stanie…” w „Śpiewie z ogrodu”. Poeta zastanawia
się, czym są przeszłość i przyszłość, i jak można poznać tę drugą. Dochodzi
do wniosku, że „przyszłość jest drugą połową przeszłości” i przyrównuje
obie do orzełka i reszki – dwóch stron monety leżącej na dłoni. Wreszcie, mówiąc:
„Odwróć tę dłoń siłą. Niech się stanie światło” – cytuje samego Boga,
wyrażając wolę odkrycia tego, co leży w cieniu oraz dążenia do prawdy i wiedzy.
Tak samo niemalże utożsamia się ze Stwórcą Julian Przyboś, pisząc-budując „Katedrę
w Lozannie”. Temu bowiem poecie „Do wyznania tajnej/ miłości […]/ trzeba
było katedry”, toteż kiedy „uniesione […] oczy/ napełniły ją światłem
[…]/ stała się jej przestrzeń”.
Niezliczona jest również ilość utworów nawiązujących do narodzin Jezusa lub
opisujących to zdarzenie, a wśród nich należałoby wymienić: „Pieśń o narodzeniu
Pańskim” Franciszka Karpińskiego, „Pastorałki „Tytusa Czyżewskiego, czy „Pasterkę”
Jerzego Lieberta. Boże Narodzenie kojarzy nam się przeważnie z radością, nadzieją,
miłą atmosferą, toteż trochę szokujące, ale jakże wymowne są słowa z „Pasterki”:
„A mały Chrystus w drzwi patrzy i czeka/ By wśród witających zobaczyć człowieka”.
Brzmi to prawie tak samo smutno, jak wersy „Schyłku wieku” Wisławy Szymborskiej:
„Bóg miał nareszcie uwierzyć w człowieka/ dobrego i silnego/ ale dobry
i silny/ to ciągle jeszcze dwóch ludzi”. Bóg czeka na człowieka takiego,
jakim chciałby go widzieć, ale ciągle widzi tylko takiego, z którego nie może
być dumny.
Nie wszystkie czyny Boga opisane w Biblii zachwycały poetów. Nawet nie to, że
zrównał on z ziemią Sodomę i Gomorę, ale np. że zamienił żonę Lota w słup soli
za ciekawość – to oburza wrażliwych liryków. Przecież kobieta mogła się obrócić
z wielu innych, niż zwykła chęć podpatrzenia, powodów, choćby takich, o jakich
mowa jest w dwóch „Żonach Lota”: jednej – Wisławy Szymborskiej, a drugiej – Józefa
Łobodowskiego. Mogła obrócić się z żalu, z gniewu, z trwogi, przez nieuwagę,
z osamotnienia, mogła obejrzeć się bez własnej woli. Obejrzała się i „zastygła/
w najpiękniejszy pomnik miłości”, umarła piękną śmiercią, bo śmiercią „za
cenę ostatniego spojrzenia”. Jej winą było bycie człowiekiem – tak słabą
przecież istotą.
Sprawiedliwość Boga podważa również Jan Kasprowicz w „Dies irae”. Nie podoba mu
się, że ten, który stworzył człowieka, będzie go sądził. Przecież Bóg uczynił
człowieka takiego, jakim go chciał widzieć – na swoje podobieństwo. „Dzień gniewu”
jest pełen apokaliptycznych wizji końca świata, okropnych obrazów rozprzestrzeniania
się zła; nawiązuje też w oczywisty sposób do Apokalipsy św. Jana.
Jakże inaczej obraz dnia sądnego przedstawił Miłosz w „Piosence o końcu świata”!
Według niego będzie to dzień jak każdy inny – spokojny, być może nawet pogodny,
zwykły dzień powszedni. Poeta prorokuje, że „innego końca świata nie będzie”
i… za to go lubię.
Poeci bardziej jeszcze, niż na wydarzenia, zwracają uwagę na postacie z Biblii.
Zawsze czytając poezje natkniemy się gdzieś na różnego rodzaju Kainów, Hiobów,
Adamów i Ewy, Jakubów i Aniołów (również tych zbuntowanych).
Nie mniej jednak, a kto wie, może nawet i bardziej jeszcze, popularne są postacie
mitologiczne – przeróżni bogowie, bohaterowie, tytani, bóstwa i potwory.
Za jedną z sympatyczniejszych postaci z mitologii greckiej uważam Heraklesa,
a jego wizerunek został utrwalony między innymi w tak znanym utworze, jak „Oda
do młodości” Adama Mickiewicza, który pisząc o siłaczu: „dzieckiem w kolebce,
kto łeb urwał hydrze/ ten młody zdusi centaury/ Piekłu ofiarę wydrze/ do nieba
pójdzie po laury” nie tylko w skrócie przedstawia wielkie czyny Heraklesa,
ale czyni go prócz tego wzorem dla wszystkich młodych ludzi, symbolem mocy,
siły, potęgi drzemiącej w młodości.
Głupio jednak ten dzielny siłacz zakończył swój żywot. Zabiła go zaborcza miłość
Dejaniry, a „szata Dejaniry” na trwałe zagościła w języku jako frazeologizm.
U Słowackiego, w utworze pt. „Grób Agamemnona”, słowa: „zrzuć do ostatka
te płachty ohydne/ tę – Dejaniry palącą koszulę” odnoszą się do sytuacji
politycznej ówczesnej Polski.
Poeci zwrócili uwagę również na mitycznego marzyciela – Ikara, który, dawszy
się ponieść skrzydłom fantazji, postradał życie. Stanisław Grochowiak, pisząc
wiersz „Ikar”, nawiązywał jednak bardziej do obrazu Brueghla, niż do samej mitologii,
nie to jednak jest w utworze najważniejsze, a samo postrzeganie estetyki – piękna
„w napowietrznych pokojach”, tak urzekającego, że warto dlań zginąć,
„wykląć rzeczy ciężkie”.
Kategorii piękna najbliższy był Apollo wraz z zastępem dziewięciu muz. A muzy,
jako muzy – wszystkie razem, bez rozgraniczenia na muzę dramatu, historii, pieśni
itd., zawsze były dla poetów postaciami, z którymi się liczyli jak z nikim innym.
Od nich bowiem można było otrzymać natchnienie. Nie każdy może, tak jak Leopold
Staff, pochwalić się: „I kiedym, stary smutku, dom zburzywszy w gruzy/
uczynił z siebie jeno wschodom słońca próg/ rozumie mnie me serce i kochają
Muzy”. I nie każdy może, tak jak Achmatowa, na pytanie: „Dantemu strony
Piekła, Pani/ Tyś dyktowała?” usłyszeć odpowiedź: „To ja byłam”.
Ale może muzy kochały Staffa przede wszystkim za to, że widział w nich nie tylko
źródło natchnienia, ale również – po prostu – kobiety? W utworze „Do Muzy” bowiem
pisał: „bez ciebie, boska, lecz dla ciebie żyję./ Więc przybądź i jeżeli
chcesz mi co zarzucić/ zarzuć mi ręce na szyję”. Do Apolla natomiast mówił:
„W sobie zestrajam sprzeczny ów świat Apollinie,/ Boś chyba po to tylko
dał mi lutnię w ręce”.
A jak mocno poeci interesowali się losami wojowników spod Troi lub z samego
oblężonego miasta! I o tym przekonujemy się nie tylko czytając „Odprawę posłów
greckich”, choć ta wyraźnie nawiązuje do mitu o przyczynach wojny; lecz przede
wszystkim poznając utwory, w których mowa jest o cierpliwym tułaczu – Odysie.
Homer bowiem nie był jedynym poetą, którego wzruszała podróż byłego żołnierza.
Jednym z najpiękniejszych nawiązań do mitu o Odyseuszu jest utwór Leopolda Staffa
pt. „Odys”. Staff nie opisuje przygód bohatera, lecz uświadamia wielką prawdę
– że życie nie zawsze jest prostą drogą, ale nie należy zniechęcać się potknięciami,
bo i tak „każdy z nas jest Odysem, co wraca do swej Itaki”. Mówiąc
w ten sposób o Itace poeta mógł myśleć o domu – miejscu, do którego człowiek
dąży i do którego w końcu dzięki wytrwałości dociera. Także Tadeusz Nowak w
nieco melancholijnym „Psalmie o powrocie” przepowiada, że „wróci Odys, wróci
do Itaki”.
Inny bohater mitologii greckiej – Tezeusz – skupił na sobie uwagę pewnego mniej
znanego poety. Jan Andrzej Sarwa nawiązuje do mitu o tym herosie w taki sposób,
że wzbudza zainteresowanie. Poeta, pisząc: „W labiryncie konfliktów/ szukam
swojego Minotaura”, utożsamia się z bohaterem, swoje osobiste rozterki
porównuje do problemów Tezeusza. Jednak Tezeusz, dzięki Ariadnie, wyszedł z
matni, Sarwa natomiast ze smutkiem pyta: Ariadno,/ Czemu mi dałaś zetlałą nić?”
– jego Ariadna zawiodła.
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska chętnie pisała o miłości, toteż nic dziwnego,
że nie była jej obca postać Afrodyty. Bogini miłości nie urodziła się zwyczajnie
– lecz wyszła z morza, z piany. I do tego właśnie wydarzenia poetka nawiązuje
utworem „O pianie morskiej”, w
którym zwraca się do starożytnej twórczyni – Safony: „Ty, Safo, ku pomocy
miałaś Afrodytę,/ Spieszącą na wezwanie w łabędzim pojeździe!/ Dziś jej nie
ma. Wygnana, gorzka, gniewna, biała,/ Runęła z wozem w pianę, z której ongiś
wstała”.
Poetka zazdrości Safonie, którą do uprawiania poezji motywowała
sama bogini miłości. Lecz dziś Afrodyty już nie ma, tak jak nie ma
prawdziwego uczucia – najlepszego tematu dla poezji.
Ponieważ ludzie prawie już zapomnieli o Afrodycie, poetka dwudziestolecia
kojarzy z najwznioślejszym ludzkim uczuciem inną boginię – silną Wiktorię:
„Ty jesteś jak paryska Nike z Samotraki,/ o miłości nieuciszona!”.
Zbigniew Herbert natomiast uważa, że „najpiękniejsza jest Nike w momencie/
kiedy się waha”, kiedy chce podejść do młodego żołnierza, który ma zginąć
i spontanicznie „pocałować go w czoło/ ale boi się […]/ i w końcu postanawia/
pozostać w pozycji/ której nauczyli ją rzeźbiarze”. Może jej nie wypada
okazywać słabości (wszak jest boginią zwycięstwa, więc nie powinno jej być żal
przegranych), albo nie powinna wtrącać się w robotę mitycznych Parek.
Mojry nie okazały się łaskawe również dla córki poety czarnoleskiego; ucięły
nić jej życia, gdy była jeszcze bardzo krótka. Jan Kochanowski bardzo długo
nie mógł otrząsnąć się z bólu po stracie Urszulki, lecz w cyklu „Trenów „nie ciska
kalumni na prządki żywota, wyrzuca natomiast gorzko (w „Trenie V”) żonie Hadesa:
„O zła Persefono,/ Mogłażeś tak wielu łzam dać upłynąć płono?” W „Trenie
X” za to nawiązuje do postaci przewoźnika przez Styks, do motywu Pola Elizejskiego
i rzeki Lety, pytając Urszulkę: „Czyliś na szczęśliwe/ Wyspy zaprowadzona?
Czy cię przez tęskliwe/ Charon jeziora wiezie i napawa zdrojem/ Niepomnym, że
ty nie wiesz nic o płaczu mojem?”
Do toposu wysp szczęśliwych nawiązał również, choć niewątpliwie będąc w innym,
niż Kochanowski, nastroju, Konstanty Ildefons Gałczyński, prosząc: „A ty
mnie na wyspy szczęśliwe zawieź/ Wiatrem łagodnym włosy jak kwiaty rozwiej,
zacałuj”. Nie wiadomo czy chodziło mu również o Pola Elizejskie, czy też
może o mityczną Arkadię, ale to nieistotne – ważne by to był raj.
Poeci chętnie wyobraźnią zapędzali się na wyspy szczęśliwe, niewielu natomiast
chyba chciałoby wspiąć się na Olimp. Czyżby nie lubili siedziby Dzeusa? Jeśli
tak, to w pełni się z nimi solidaryzuję, bo, jak Iwaszkiewicz, uważam, że „Na
Olimpie jęków nie słychać,/ Serca bogów – wyspy bezludne”. Bogowie olimpijscy
nie lubili ludzi oraz tych, którzy im pomagali, na co najlepszym dowodem są
losy Prometeusza. Ten tytan bowiem był wielkim dobroczyńcą ludzkości i zaszczytem
powinien być dla każdego człowieka jego patronat. Tak też Wierzyński wyróżnił
wielkiego podróżnika, zdobywcę bieguna południowego w utworze „Pogrzeb Amundsena”,
pisząc: „Oto idzie z pogrzebu przez świata stolicę/ W masce lodu zamknięty
duch Prometeusza” – czyli duch odkrywcy, duch tego, który poświęcił siebie,
by ludzkość mogła zrobić krok do przodu.
Dziś określenie „prometeizm” zostało wyparte przez słowo „altruizm”
i funkcjonuje najczęściej już tylko przy okazji omawiania na lekcjach języka
polskiego „Dziadów” Adama Mickiewicza. Niemniej jednak kojarzy się ono ze szlachetnym
postępowaniem bez względu na cenę.
Mity tebańskie również wykształciły pewną szlachetną jednostkę, której imię
także pojawia się w literaturze polskiej różnych epok. Antygonę. Miłosz, w utworze
o takim samym „imieniu”, nawiązuje jednak nie tylko do tej postaci,
ale również do jej siostry – Ismeny. Ludzkość już potępiła Ismenę i na wieki
nadała jej miano konformistki, ale Miłosz stara się wytłumaczyć nam jej bierność,
mówiąc: „Można słowami ból w płomień rozżarzyć./ Kto milczy, cierpi nie
mniej, może więcej”.
Należy zdawać sobie sprawę z faktu, że pojęcie mitologii nie ogranicza się jedynie
do legend pochodzenia śródziemnomorskiego, bo swoje mity posiadały również ludy
germańskie, nordyckie, celtyckie i wiele, wiele innych. Z nawiązaniami do tych
mitów jednak rzadko można się spotkać – z prostego powodu: są u nas mało znane.
A szkoda. Pewnie są równie ciekawe i inspirujące, jak mity greckie i rzymskie.
Na razie jednak jedynym moim źródłem wiedzy o niektórych z nich (mitach germańskich)
jest, być może rzeczywiście nie dzieło literackie, lecz niezaprzeczalnie piękna,
bardzo wartościowa, kunsztowna i zasługująca na uwagę, seria komiksów Rosińskiego
i Van Hamma o przygodach wychowanka Wikingów – Thorgala Aegirssona.
Nawiązań do Biblii i mitologii jest naprawdę mnóstwo i myślę, że tematu tego
nie da się wyczerpać. To temat-rzeka. Odwołań do tych dzieł przybywa bezustannie,
bo ludzie stale piszą. Dziś już nie ma podziału na zwolenników antropocentryzmu
i teocentryzmu; każdy zatem poeta nawiązuje równie chętnie do Biblii, co do
mitologii – zależnie od okoliczności. To, co łączy owe nawiązania, to ich wyrazistość
i łatwość w przyswojeniu, i zrozumieniu także przez bardziej opornych czytelników.
Możliwe, że nawet ci, co przechodząc obok przystanku kopną kosz na śmieci, zastanowią
się choć przez chwilę, usłyszawszy słowa Jonasza Kofty: „Pamiętajcie o
ogrodach,/ przecież stamtąd przyszliście”…
[IJ]