„Prawdziwa sztuka jest zawsze współczesna” – słowa F. Dostojewskiego uczyń mottem rozważań o ponadczasowej wartości wybranych dzieł literackich.

O ponadczasowej wartości wielu dzieł literackich, chcąc,
czy nie chcąc, może się przekonać każdy uczeń klasy maturalnej, gdy w grę zaczynają
wchodzić poszukiwania nawiązań, kontekstów i interpretacji.

Tyle o nas samych,
gdyż często zadowalamy się powierzchownym spojrzeniem na sztukę. Podchodząc
do tego tematu, nie wolno wykazywać się tylko i wyłącznie suchym formalizmem.
Oto, co na temat sztuki mówi amerykański pisarz A. Fleming:

„Sztuka, w najszerszym tego słowa znaczeniu, jest czymś naprawdę niezmiernie
ważnym. Premierzy i ministrowie finansów, to wielkie figury. Wówczas, gdy są
w rządzie, ale gdy schodzą ze sceny, nikt o nich nie pamięta. Tylko artyści
są nieśmiertelni”.

Tyle A. Fleming. Jego wypowiedź, jak ktoś może złośliwie zauważyć, jest tylko
kolejnym nawiązaniem – do horacjańskiego motywu exegi monumentum („wybudowałem
pomnik”) oraz non omnis moriar („nie wszystek umrę”).
Lecz to, że potrafimy znaleźć kontekst i sposób interpretacji danego utworu,
jego wewnętrzne przesłanie, nie może być dowodem, jak to czasem uważamy, że
wieje z niego stara nuda. Właśnie ten fakt dowodzi ponadczasowości i uniwersalizmu
owego dzieła. Pozwala określić jego istotę, jaką stanowi archetyp albo symbol
trafnie umieszczony na tle historycznym.
Na pewno jednym z najstarszych i najbardziej znanym dziełem literatury światowej
jest Biblia. Niemożliwa jest krótka charakterystyka tego dzieła, z jednoczesnym
uwzględnieniem jego całej różnorodności gatunkowej i tematycznej. Można więc
z całym szacunkiem dla świętości i Bożego natchnienia księgi powiedzieć, iż
Biblia to dzieło będące wykładnią jednorodnego, spójnego systemu filozoficzno-moralnego.
Ponadczasowa Księga o wartości historycznej, artystycznej, filozoficznej, moralnej
i eschatologicznej. Analizując poszczególne części (księgi) Biblii, znajdujemy
w nich zalążki wielu późniejszych, rozwijanych gatunków. Biblia jest źródłem
kultury europejskiej. Najpierw w sferze religijno-moralnej: przykazania Dekalogu
stanowią podstawę stosunków międzyludzkich niezależnie od wyznania i światopoglądu;
potem w sferze kulturowej, jako natchnienie myślicieli, artystów i pisarzy,
wreszcie inspiracje dla literatury, rzeźby, malarstwa, muzyki. Biblia, to niewyczerpany
skarbiec wzorów osobowych i postaw, fabuł i anegdot, wątków i motywów, symboli
i metafor, frazeologizmów i stylów. Można więc na koniec zwyczajnie dodać, że
Biblia to po prostu wielka opowieść o człowieku i jego czynach w kontekście
wiary i zwątpienia. Niech ten raczej zdawkowy, „techniczny” opis będzie dla
nas wskazówką, jak należy odczytywać Biblię, aby w każdym wersecie odnajdywać
tkwiącą w nim mądrość. Czytając różne utwory, zwróćmy uwagę na to, czy zawarte
są w nich wątki biblijne. Na pewno takie istnieją.
Ogromna i bogata spuścizna antyku grecko-rzymskiego, to kolejne źródło naszej
kultury. Po ponad 2000 lat wciąż sięgamy do mitów greckich. Przypominamy sobie
walecznego Heraklesa, fatalną piętę Achillesową, czy kapryśne boginie lub podniebny
lot Dedala i Ikara. Dramaty Sofoklesa, liryki Horacego i wreszcie nieśmiertelne
– „Iliadę” i „Odyseję” Homera. Te dwa eposy w szczególności są najbardziej charakterystyczną
„wizytówką” antyku. Stanowią do dzisiaj, pisane heksametrem, wzór klasycznego
piękna i ładu w literaturze. Homer bowiem na długie wieki określa kanon piękna
eposu, którego tradycje podejmowali późniejsi poeci.
Dzieje przyswajania twórczości Homera zaczynają się w epoce renesansu w XVI
w. Omówienie inspiracji literackich greckiego twórcy zmusiłoby nas do prześledzenia
całej historii literatury polskiej, od „Odprawy posłów greckich” Kochanowskiego
począwszy. Przypomnijmy więc tylko zakończenie znanego wiersza Staffa „Odys”:

„Każdy z nas jest Odysem,
Co wraca do swej Itaki” –

– aby podkreślić symboliczną wartość postaci i sytuacji utrwalonych w dziełach
Homera. Właśnie te wartości odżywają wciąż na nowo w rozlicznych nawiązaniach
i kontynuacjach w literaturze wszystkich czasów. Czy bezustanna wędrówka i tułanie
się Odysa po morzach, niemożność odnalezienia się w żadnym, poza Itaką miejscu,
nie przypomina nam tułaczki conradowskiego Lorda Jima, romantycznego Kordiana,
czy wreszcie głównego bohatera powieści Joyce’a „Ulysses”? Może jest również
parabolą naszego losu i zmierzania ku wieczności?
W hołdzie wobec starożytnego mistrza słowa, powtórzmy za J.J. Szczepańskim:
„Grecja Homera i Fidiasza, Grecja Sofoklesa, Sokratesa i Platona spełnia zadanie
uwertury – jest prologiem zawierającym wszystkie tematyczne motywy, wszystkie
wzorcowe formy realizowanej na tysiące sposobów doskonałości”.
Na pewno syntezę owej doskonałości stanowi „Boska komedia” Dantego, dzieło na
styku dwóch epok, łączące dwa systemy filozoficzne, a równocześnie suma dokonań
średniowiecznej wiedzy teologicznej, filozoficznej i historycznej. Autor jako
pierwszy wykorzystuje pierwiastki humanistyczne i dlatego odrodzenie bardzo
wiele zawdzięcza jego twórczości. Prekursorskie połączenie elementów biblijnych
i chrześcijańskich z tradycją antyczną, tworzy symboliczną wizję wędrówki Dantego
po zaświatach. Ale dzieło może być doskonale czytelne zarówno dosłownie, jak
i metaforycznie. Bowiem obok autora wędruje Wergiliusz, pojawiają się zmarli
filozofowie, ale też współcześni Dantemu Medyceusze, inni politycy, artyści
i uczeni. Ciągłe kroczenie naprzód zapowiada człowieka nowego, o szerokich horyzontach
myślowych. Renesansowy znaczy więc tyle, co wszechstronny. Lub jeszcze inny
trop interpretacji – bohater jest człowiekiem upadłym na samo dno grzechu i
powoli dźwigającym się z bożą pomocą ku oczyszczeniu. Dante, jako mistrz sumy
i syntezy, otwiera przed swymi kontynuatorami nowe obszary literackich poszukiwań.
Pokazuje sposób łączenia czegoś na pozór przeciwstawnego na tle realiów historycznych
oraz rzeczywistości przeszłej, lub zgoła zapożyczonej z zaświatów. Może więc
„Boska komedia”, szczególnie dla naszych czasów, gdzie dąży się do szeroko pojętych
syntez, być wzorem dla czerpania tego, co najlepsze z teraźniejszości i niektórych
przeszłych, lecz niezwykle istotnych wartości. Jak pisze Z. Łempicki: „…Kler”

„…każde indywidualne zjawisko znajduje tutaj miejsce, jako element ogólnego
porządku. Wędrówka po tamtym świecie stanowi ramę opowieści, w której poeta
przedstawia poszczególne etapy tego świata, w odbiciu świata tamtego”.

Bo czyż poezja nie jest szukaniem nadprzyrodzoności w mętnej toni zwykłych spraw
i codziennych obowiązków?
Wypowiedź pewnego twórcy:

„Dante i Szekspir podzielili świat między siebie. Trzeciego nie ma!”

– prezentuje nam kolejną wielką indywidualność literatury – Williama Szekspira.
Ileż to razy i przy różnych okazjach powtarza się słynne zapytanie z „Hamleta”:
„Być albo nie być – oto jest pytanie”, czy zdanie: „Są takie rzeczy na niebie
i ziemi, o jakich nie śniło się nawet filozofom”, które patronowało balladzie
Mickiewicza „Romantyczność”.
Szekspir i jego bohaterowie zajmują stałe miejsce w naszej świadomości kulturowej.
Dość wspomnieć Romea i Julię – synonim nieszczęśliwych kochanków, ambitnego
i gotowego na wszystko Makbeta, albo niezdolnego do czynu, drążonego wewnętrzną
walką tytułowego bohatera najsłynniejszej tragedii Szekspira – „Hamlet”.
Obie sztuki – „Hamlet” i „Makbet”, poruszają odwieczny problem zbrodni i odpowiedzialności
za nią. Prezentują człowieka uwikłanego w historię, ambitnego, toczącego bezustanną
walkę o władzę, w której ponoszą klęskę.
Makbet posiada swobodny wybór, ale podjęta decyzja wciąga go w krąg zbrodni.
Sam stwierdza, że „zły plon bezprawia nowym się tylko bezprawiem poprawia”.
Wyrzuty sumienia przygłusza powszedniejące zło. To analiza psychiki zbrodniarza,
pozostającego w konflikcie między własnym ID, a SUPEREGO (teoria Freuda). Taki
sam typ człowieka stanowi Raskolnikow ze „Zbrodni i kary” F. Dostojewskiego.
Z kolei Hamlet musi wymierzyć sprawiedliwość. Lecz zabicie stryja – prawdopodobnego
mordercy króla, kłóci się z jego sumieniem („Chcąc być łagodnym, okrutnym być
muszę!”). Zabicie Klaudiusza byłoby jednocześnie tryumfem i klęską Hamleta:
spełniłby przecież swoją powinność względem ojca, ale byłby z kolei obarczony
winą za morderstwo.
W ten sposób Szekspir przekreśla antyczną zasadę fatum. Dzięki temu, że bohaterowie
mają pewną swobodę wyboru w decydujących momentach, tak naprawdę nie wiadomo,
jak potoczą się ich losy. Jednak tragiczne uwikłanie w historię i jej destrukcyjny
wpływ (było to później szczególnie widoczne u bohaterów romantycznych – np.
Kordian), dokona ostatecznej zagłady bohatera.
Zajmijmy się kolejnym arcydziełem, jakim jest dramat J.W. Goethego „Faust”.
Główny bohater – średniowieczny alchemik i mędrzec, doktor Faust, jest wyrazicielem
odwiecznych dążeń człowieka do nieśmiertelności, panowania nad czasem i poznania
niedostępnych naszym umysłom tajemnic życia i śmierci – zagadki istnienia. Faust
pragnie wiecznej młodości. Protestuje więc przeciw przemijaniu, zawierając układ
z diabłem, dzięki któremu, za cenę własnej duszy, staje się kimś innym – młodzieńcem
panującym nad przestrzenią i czasem. Jego przeznaczenie, to wieczna aktywność
w dążeniu do prawdy, w czym nigdy nie jest mu dane ustać. Tak Faustus wycenia
własną duszę, gdyż słowa: „Trwaj chwilo, jesteś piękna”, oddają go w sidła mocy
diabelskich. „Szukający mądrości” Faust „dochodzi do rozpaczy”. A jednak Bóg
wyrywa go z mocy szatana w nagrodę za poniesiony trud szukania prawdy – „kto
wiecznie dążąc się trudzi, tego możemy wybawić”.
Dramat można uznać w ten sposób za apologię człowieka aktywnego w życiu, gotowego
do najwyższych poświęceń w imię zdobycia wiedzy. Dzisiaj określenie „Faust”
funkcjonuje odnośnie do kogoś poświęcającego korzyści duchowe dla materialnych.
Człowieka dręczonego nieustannym pasowaniem się z samym sobą i własnymi dążeniami
duchowymi.
Dlatego chyba w każdym naukowcu jest coś z doktora Faustusa. Tak np. duchowe
rozterki Einsteina, który do końca obwiniał siebie za zagładę tysięcy ludzi
w Hiroszimie i Nagasaki, po ataku jądrowym. Wybitny uczony pracował przecież
nad rozwojem fizyki atomowej.
I wreszcie ostatnie dzieło literatury światowej, jakim chciałabym się zająć.
To powieść F. Kafki „Proces”. Powieść o tyle współczesna, że powstała na początku
naszego stulecia. To pierwszy utwór wyrażający tak silnie egzystencjalne lęki
człowieka naszych czasów. Przedstawia cywilizację jako groźną, wszechogarniającą
treść, wypełniającą i zacieśniającą ludzkie formy. Główny bohater ulega destrukcyjnemu
wpływowi procesu, który tocząc się przeciw niemu, cicho, anonimowo odbiera mu
wiarę we własną niewinność i spokój ducha. Tu rządzi system, jakiś tajemniczy
i bezwzględny trybunał. Ludzie otępiali i podobni raczej do maszyn, suną zwartą
masą ulicami miasta.
Jest taki obraz E. Muncha „Wieczór na ulicy Karola Jana”. Ulicą podobną raczej
do jakiegoś tunelu, ze względu na bryły otaczających domów i ciężar czarnego
(zimowego?) nieba, pędzi tłum. Nie wiadomo dokąd i w jakim celu. Szara anonimowa
masa, w której wszyscy są do siebie podobni – ubiorem, wyrazem twarzy, a szczególnie
oczu, płonących z niepokoju, lub nawet przerażenia. Dzieje Józefa K. z „Procesu”
są metaforyczną wizją eliminacji jednostki przez system. Może tym systemem jest
po prostu życie, które autor traktuje na zasadzie „zła koniecznego”? Tak czy
inaczej, „Proces” prezentuje katastroficzną wizję zagłady cywilizacji, niszczącej
indywidualizm i jednostkowość. Przecież tłum składa się z jednostek. Każda z
nich myśli i czuje w sposób samodzielny. Jednak istotą systemu jest ubezwłasnowolnienie
wszelkich form dążenia do inności.
Dzisiejszy świat to pole bezwzględnej walki o przestrzeń życiową i dominację
nad innymi. Jednostki pokonane w tej walce włącza się w anonimową masę, którą
łatwo jest manipulować na zasadzie stada zwierząt. Czasem pojawia się ktoś szukający
prawdy i obdarzony wrażliwością. Poddaje się go wówczas destrukcji. Nie tylko
„Proces”, lecz i inne utwory Kafki są obrazem świata przymusowej unifikacji,
masowości i umaszynowienia. Udowadniają bezsens tworzenia takich społeczno-internacjonalnych
molochów, jak chociażby współczesna nam Unia Europejska.
Tych kilka dzieł to zaledwie mała cząstka geniuszu literatury zawsze aktualnej
i ponadczasowej. Nie mogę powiedzieć, że akurat te przeze mnie opisane są ową
najlepszą częścią. Dość powiedzieć, co jest zresztą niezaprzeczalne, że posiadają
one wartość zarówno dla ludzi współczesnych pisarzowi, jak i następnych pokoleń,
wreszcie całej ludzkości. Każde dzieło kryje w sobie tajemnicę – bo jest nią
cała Biblia, jako odwieczne słowo Boga spisywane setki lat przez wielu ludzi.
Tak samo nieśmiertelna „Odyseja” i „Iliada”, doskonała literacko i oddająca
prawdę o wiecznej wędrówce człowieka „Boska komedia”, czy przedstawiające nas
jako istoty uwikłane we własne dążenia i pragnienia duchowo-materialne utwory
Szekspira oraz „Faust”, wreszcie – nasze zagubienie w sztucznym i wytworzonym
przez ludzi świecie – powieść „Proces”.
W ten oto sposób, na przestrzeni wieków jest stopniowo budowana prawda o homo
sapiens. Wszystkie dzieła posiadają swój archetyp, a odnalezienie i zdefiniowanie
go, dowodzi ich aktualności wobec każdego pokolenia. Nadaje twórcy symptom nieśmiertelności
w oczach potomnych. Kończąc, zacytujmy myśl Anatola France’a: „Rozumieć dzieło,
to stwarzać je w sobie na nowo. Każde pokolenie szuka nowych wzruszeń w dziełach
starych mistrzów”.

PLAN:
1) Nasze rozumienie literatury i problemu jej ponadczasowości. Co stanowi o
uniwersalizmie danego dzieła.
2) Wybrane arcydzieła literatury i tkwiące w nich wartości:
a) „Biblia”,
b) „Iliada” i „Odyseja” Homera,
c) „Boska komedia” Dantego,
d) „Hamlet” i „Makbet” Szekspira,
e) „Faust” Goethego,
f) „Proces” Kafki.
3. Rozumienie dzieła jako stwarzanie go w sobie na nowo. Literatura budująca
prawdę o człowieku.
[PG]

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *