Metaforyka świata Arkadii a metaforyka świata Apokalipsy w wybranych utworach poetyckich okresu II wojny światowej.
Kataklizm wojenny dotknął wszystkich składników rzeczywistości.
Okazało się, że z trudem budowany międzywojenny świat spokoju i dobrobytu nagle
legł w gruzach. Tkwiące gdzieś u jego podstaw „ziarna nienawiści” wykiełkowały
gwałtownie, burząc system uznanych wartości moralnych.
W piekle wojny żyć i dojrzewać przyszło milionom Polaków, w tym również ludziom
tworzącym dorobek kulturalny narodu. Okupant ścigał ich ze szczególną zaciekłością.
Jedni, przedwcześnie zmuszani do dojrzewania, ginęli na barykadach powstańczych
(Gajcy, Baczyński), inni cierpieli w obozach koncentracyjnych, jeszcze innym
udało się zbiec z kraju i tam, poza granicami, walczyć o Polskę „piórem i orężem”.
Poezja okresu wojny i okupacji posiada kilka nurtów, ale najważniejszym z nich,
skupiającym właściwie całość tendencji twórczych, jest katastrofizm. Twórczość
ta nie stanowi, co charakterystyczne na przykład dla Czechowicza, li tylko przeczucia
schyłku cywilizacji – to już porażające świadectwo apokalipsy spełnionej poprzez
całkowitą degradację moralną ludzi i, jak pisze Cz. Miłosz w wierszu „Oeconomia
divina”: „brak podstawy”, „ucieczka materialności”.
Różne były drogi twórców, którym przyszło żyć pośród koszmaru. Każdy z nich
starał się pisać nie tylko o przygnębiającej rzeczywistości, ale też szukać
w poezji czegoś ocalającego, arkadyjskiego elementu niosącego otuchę, odrobinę
beztroski, chwilową ucieczkę.
Metaforyka świata Arkadii a metaforyka świata Apokalipsy
Wstrząsający przykład konfrontacji „wczoraj” i „dziś”, to wiersz T. Gajcego
pt. „Wczorajszemu”. Autor pisze o „liliowych zmierzchach”, niewinności i beztrosce
przeszłych lat. Poezja „Wczorajszego” jest jednak tylko „klechdą lat omszałych”,
chociaż staje się nurtującym umysł poety wspomnieniem dawnego ładu i piękna,
nie pozwalającym mu na całkowitą znieczulicę.
„Dzisiaj
w piaskach cmentarzy
powiędły echa strzałów”
– wersy będące powrotem z chwilowej zadumy do koszmaru.
Gajcy mówi krótkimi, urywanymi wersami-zdaniami, tworząc rozbudowane metafory
okrutnego „dziś”. Pryska ulotne wspomnienie, wiersz przeradza się w manifest
programowy, dający poetycką wykładnię czasu pożogi:
„A tu słowa, śpiewne słowa trzeba zmieniać,
By godziły jak oszczep”.
Kabaretowy styl Skamandra, awangardowe eksperymenty literackie – wszystko rozpływa
się niczym złudzenie. Młodzi twórcy mają stać się „organizatorami wyobraźni
narodowej”, poezja – czynem towarzyszącym czynowi zbrojnemu. W obliczu wojny
każdy, chcąc czy nie chcąc, staje się żołnierzem. Czas więc i poezji wziąć do
ręki bagnet ostrych słów i szturmową flagę tyrteizmu.
Postawy spokojnego heroizmu i przeczucia śmierci reprezentowanej przez Gajcego
nie podziela K.K. Baczyński. Sądzę, że pełna obrazów pożogi, łun, płonących
„żagwi gniewu”, powstańców spowitych poświatą księżyca pod pomnikiem Nike, poezja
Gajcego, nie posiada tak silnie zarysowanych kontrastów, wyeksponowanego poczucia
tragedii, winy, konieczności wyboru, jak uwidacznia się to w przypadku Baczyńskiego.
Wybór, wina, motywy odciętej głowy i ręki, „krwawej rosy”, to słowa-klucze twórczości
Krzysztofa Kamila.
On sam przecież pisze:
„Nikt z nas nie był bez winy. Kiedy noc opada, wasze twarze i moja ociekają
krwią”.
Poeta eksponuje więc poczucie współwiny i tragizm jednostki uwikłanej w słuszną,
aczkolwiek już przegraną w trybunale historii sprawę. Walka ta znaczy krwawym
piętnem bratobójstwa czoła ludzi, nie pozwalając im wrócić do normalności (o
czym później napisze T. Różewicz w utworze „Ocalony” – świadectwie „okupacyjnego
porażenia”).
Jednak nie należy zapominać, że Baczyński do 1941 r. tworzył poezję, w założeniu
będącą pewnego rodzaju ucieczką od wojennej zmory. Wiersz „Sur le pont d’Avignon”
prezentuje na przykład sielski, wiosenno-jesienny obraz ludzi beztrosko spędzających
czas na zabawie, w tańcu. „Złote pigułki słońca na ścianie”, „wirujące płowozłote
ptaki”, „kantyczki”, to środki stylistyczne nadające wierszowi charakter śpiewności
i ulotności: „Oddychająca” wiatrem woda oraz inne personifikacje i subtelne
udźwiękowienia stwarzają atmosferę lekkości i wdzięku, który dodatkowo wzmacnia
motyw „białego jelenia” i „trawy” – atrybuty Arkadii.
Podobny sposób obrazowania rzeczywistości, poprzez synestezjalne jej ujęcie,
odzwierciedla utwór „Biała magia”. Zafascynowany pięknem swej ukochanej Barbary,
Krzysztof tworzy jej surrealistyczną wizję. Oto „przeglądając się w lustrze
ciszy” Barbara „nalewa w swe ciało srebrne kropelki dźwięku”. Uczucia poety
każą mu odnajdywać pośród ciszy – dźwięk, widzieć gdzieś prześlizgującą się
„łasicę milczenia”, czy znów wypadającą z owego niezwykłego lustra gwarną gromadę
myszy. Obraz bohaterki lirycznej wiersza, zmienionej w tak niezwykły sposób,
przypomina w swym charakterze dzieło francuskiego malarza-surrealisty Delwaux
– „Kobieta siedząca przed lustrem”. „Biała magia” słowa poetyckiego kreuje niezwykłą
atmosferę „melodyjności ciszy”, obrazy w delikatnych, pastelowych tonacjach,
subtelne udźwiękowienia dzięki rytmowi wewnętrznemu wiersza.
Jakże odmienny charakter mają utwory „Z lasu” czy „Pokolenie”. Młodzi chłopcy,
zmuszeni przez tragiczne koleje losu do bolesnego dojrzewania, podejmowania
trudnych wyborów „nie nadążają”. Ich „chłopięce ciało” nie jest w stanie ponieść
ciężaru odpowiedzialności, młodzi żołnierze wiedzą, że przeznaczona im śmierć
– tu: nieuchronne zagłębianie się w paszczę potwora. Jak okrutna jest historia,
pozwalając „ciemnym niebom sunąć z warkotem”, chmurom „harcować” drapieżnie
po niebie, „nabrzmiałej” naturze „tkwić” biernie pod skrętami płodów własnej
żywotności, a ludziom w obliczu obojętności świata dokonywać samozagłady. Miłosz
ujmie to następująco:
„Bóg (…) najdotkliwiej upokorzy ludzi,
Pozwalając im działać tak, jak tylko
tego zapragną”.
Podobnie żadnych złudzeń nie pozostawia odbiorcy swych poezji T. Borowski, dodając
wykładnię, jak w świecie koszmaru żyć trzeba:
„Gdziekolwiek ziemia jest snem nie przebudzonym jeszcze,
Uwierzyć trzeba w kształt i kochać senny pozór”.
(„Gdziekolwiek ziemia”)
Może to jedyny sposób, aby trujące wyziewy zła nie zamąciły w głowie człowiekowi
jego skutkami dotkniętemu.
Podobnie ambiwalentny charakter mają okupacyjne wiersze Cz. Miłosza. Wraz z
Czechowiczem, który owładnięty katastroficzną obsesją, pisał w jednym z utworów:
„Zniża się wieczór świata tego,
Nozdrza już wietrzą czerwony udój”.
(„Żal”)
– Miłosz przewidział nadejście apokaliptycznych czasów głodu, pożogi i moru.
Tak jak porcelana gnieciona żołnierskim buciorem, prysły „dawne sny mistrzów”
o poezji pięknej i łatwej („Piosenka o porcelanie”). Boska ekonomia zbawienia
(„Oeconomia divina”), dająca rodzajowi ludzkiemu swobodę działania, nie przewiduje,
że ludzie przez swe występki „wydziedziczą z przedmiotów przestrzeń” I tak,
nadzy, nie będą zdolni podjąć nawet takiego wysiłku moralno-twórczego, jaki
towarzyszył starożytnym. Baczyński nazwie to pokolenie posępnymi troglodytami
(„Pokolenie”).
Według Miłosza, zniszczenie moralne jest najgorszym z możliwych. Buduje ono
niewidzialny mur obojętności i niezrozumienia między cierpiącym Giordano Bruno
a gawiedzią, walczącym gettem a bezrozumnymi uczestnikami zabawy pod jego murami
w wierszu „Campo di Fiori”. Miłosz twierdzi jednak, że moc słowa twórczego i
ocalająca siła poezji „bunt wznieci na nowym „Campo di Fiori”.
Syndrom „porażenia okupacyjnego” nie dotknął wszystkich twórców tak silnie,
aby ich utwory wypełniały obrazy koszmaru, pożogi i zniszczenia. Poezja „ściśniętego
gardła” bywała przecież przezwyciężana poprzez słoneczne wiersze niosące ciche
ukojenie, spokój, dzięki delikatnym syntezom dźwięku i obrazu, wiarę w ucieczkę
od trudnego świata. Pokazały one, że słowo poety potrafi ocalić wartości, które
tkwią jak drobne kwiatki pośród bagna zła i nienawiści.
[PG]