„Ja jestem zbrodnią – oraz karą” (Ch. Baudelaire) – dwoistość i sprzeczność natury ludzkiej w wybranych utworach literatury różnych epok.
Siedzę i myślę, śmieje się i płaczę, to tu, to tam, wplątany
w machinę życia. Raz szczęśliwy, innym razem smutny i przygnębiony. „Być, albo
nie być”, jak często zadaję sobie to pytanie. Czy podjąć wyzwanie, robić to,
co każe mi „wnętrze”, co podpowiada mi głos z głębi duszy rozdartej zupełnie
jak kartka papieru, nieumiejętnie wyrwana z zeszytu? Tak lub nie… którędy pójść,
jaką wybrać drogę, łatwą, przyjemną czy może trudną, ale konstruktywną? Jednak
„nie można iść równocześnie wieloma drogami” (Pitagoras). Po długim namyśle
wreszcie wybieram… Czy słusznie? – To się okaże… Bowiem życie jest jak jazda
na diabelskim młynie, pełne niespodzianek i zbiegów okoliczności, ale ten, który
stawia mu czoła, poznaje jego prawdziwy smak.
Istnieją marzenia, ideały, wielkie postanowienia i uczucia, które wpływają na
zmianę człowieka, jeżeli decyduje się pójść za nimi. Niestety szara rzeczywistość
przytłacza lub niszczy te wzniosłe ideały. Konieczność zarobkowania, kariery,
powiązania zawodowe i uczuciowe przekreślają i przysłaniają wielkie wartości.
Kurz codzienności z ładunkiem trosk i zmartwień przesuwa „te sprawy” na dalszy
plan. Cóż więc począć w tym trudnym, materialistycznym świecie? Jakich wyborów
dokonywać? Czy być bezwzględnie wiernym swoim ideałom jak Antygona, Lord Jim,
doktor Tomasz Judym, którzy w ostateczności zdecydowali się i wyruszyli w jedną
z wielu dróg? Niestety, nie jest to takie łatwe, natura ludzka jest sprzeczna
i ambiwalentna, o czym przekonał się Holden, bohaterowie „Opowiadań” Borowskiego
i „Innego świata” G. H.-Grudzińskiego, czy nawet Hamlet.
Antygona – córka Edypa i Jokasty przedkładała prawo boskie nad prawo ziemskie.
Do końca była wierna swoim ideałom. Z pewnością jednak wahała się, pytała czy
warto umrzeć za brata Polinejkesa, uważanego za zdrajcę. Polinejkes, żądny władzy,
napadł na Teby i zginął. Nowy król, Kreon wydał na niego wyrok śmierci. Kreon
zdawał sobie sprawę, iż naraża się niebiosom zabraniając Antygonie pochówku
brata, ale wiedział też, że jeśli ulegnie i zgodzi się na normalny pogrzeb zdrajcy,
to jego autorytet na tym ucierpi. Cóż znaczy władca, który kieruje się interesem
jednostki, a nie dobrem ogółu? Dlatego też nie bierze on pod uwagę faktu, iż
Antygona jest narzeczoną jego syna i traktuje ją na równi ze wszystkimi obywatelami.
Antygona zaś uważa za swój moralny obowiązek pochować swojego brata. Zginęła,
ale w słusznej sprawie, wybrała śmierć. Wygrało uczucie… Zarówno Antygona, jak
i Kreon przeżywali chwile zwątpienia, rozważając o słuszności swoich uczynków.
Absolutyzm moralny kieruje zaś postępowaniem tytułowego Lorda Jima z powieści
Józefa Konrada Korzeniowskiego. Z etyką nie można „pójść na kompromis”, nic
nie tłumaczy naszego tchórzostwa, egoizmu, strachu przed niebezpieczeństwem.
Zawsze trzeba być wiernym swoim ideałom, jak pisał Z. Herbert w „Przesłaniu
Pana Cogito”. Lord Jim od początku chciał zostać kimś wyjątkowym, pragnął sprawdzić
się, być niezłomnym jak bohaterowie z książek, podjąć wyzwanie i zostać bohaterem.
Dlatego też z niecierpliwością czekał na tę chwilę, moment kiedy musiał dokonać
trudnego, wręcz tragicznego wyboru. Jim nie wiedział czy ratować siebie samego,
a tym samym zdradzić młodzieńcze ideały, oszukać się i zhańbić, czy też obudzić
pasażerów, zdając sobie jednocześnie sprawę, że i tak wszyscy nie ocaleją. Wybuchłaby
panika, a łodzi ratunkowych było tylko pięć. Główny bohater utworu Korzeniowskiego
przeżywa dramat nie potrafiąc zdecydować się na żadną z opcji. W końcu w stresie,
nieświadomy tego, co czyni, skacze zostawiając pozostałych na „pastwę losu”.
Przegrywa… Cały jego system moralny ulega zachwianiu. Wszystkie ideały, zasady
zostają brutalnie zniszczone. Niejednokrotnie Jim pożałuje tego, co zrobił.
Do końca będzie już żył z piętnem hańby, ale mimo wszystko do śmierci pozostanie
wierny swoim wartościom. Dobrowolnie zgodzi się na śmierć z rąk zrozpaczonego
Doramina.
Lord Jim jest postacią wyznającą maksymalizm etyczny, nigdy nie uciekającą przed
konsekwencjami swoich czynów, zawsze przyznającą się do błędów. Jego życie to
pasmo nieustających wyborów między tym, co dobre a tym, co złe. Zawsze też decydował
moment, chwila, kiedy podejmował decyzję, a która wpływała na jego przyszłe
koleje losu. Jim jest jednym z moich ulubionych bohaterów literackich, zagubiony
i opuszczony, zmagał się z przeciwnościami losu. Blaise Pascal, jeden z filozofów
francuskich, powiedziałby zapewne, iż był „kruchy jak trzcina”, ale jednocześnie
silny w swoich postanowieniach.
Dwoistość i sprzeczność natury ludzkiej kojarzy mi się z symbolem rozdartej
sosny uosabiającej duszę bohatera „Ludzi bezdomnych” Stefana Żeromskiego. Tomasz
Judym stanął w obliczu trudnego wyboru pomiędzy szczęściem osobistym a pracą
społeczną. Wybrał to drugie, zdecydował się poświecić drugiemu człowiekowi,
biednym i opuszczonym. Porzucił Joasię Podborską i szczęście domowego ogniska
na rzecz pomocy i pracy nad złem współczesnego mu świata. Judym to idealista,
altruista, który przecenił swoje siły. Decyzję o wyborze misji społecznika tłumaczył
tym, iż i tak nigdy nie zaznałby szczęścia świadom biedy i nędzy bliźnich. Nieszczęśliwy
i rozdarty, jak sosna zniszczona na skutek eksploatacji pobliskiej kopalni,
Judym konsekwentnie spłaca dług młodości. Jestem przekonany, iż cały czas tęskni
za Joasią, za normalnym życiem, szczęściem, ale z drugiej strony nie może zawieść
większości, rzeszy biednych ludzi. Czy postąpił dobrze? Trudno jest mi oceniać
Judyma, ale z perspektywy czasu, w XXI wieku, idealizm jest czymś niepoprawnym.
Bo cóż może „zdziałać” jednostka opuszczona? Nic. Niestety, taka jest rzeczywistość
i trzeba się z nią pogodzić. Czy warto porywać się z motyką na słońce, próbować
jak Don Kichote walczyć z wiatrakami? Oczywiście, że nie. Nie ma sensu dążyć
do czegoś, co jest nieosiągalne, toczyć walkę z czymś, co jest nie do pokonania,
gdyż można przeżyć ogromny zawód.
I oto przypomina mi się jeden z „najpopularniejszych” bohaterów literatury światowej,
Hamlet. Ten duński książę także wahał się, przeżywał dramat, nie wiedział, co
począć. Gdy ukazał mu się duch zamordowanego przez stryja ojca nie mógł zdecydować
się na wymierzenie mu (tzn. stryjowi) kary. Będąc przedstawicielem renesansowej
społeczności odrzuca zło. Głosi zasadę irenizmu (czyli pokoju), nie chce odpłacać
złem za zło. Rozdarty pomiędzy moralnym obowiązkiem pomszczenia śmierci ojca
a bezradnością, zadaje sobie odwieczne pytanie: być albo nie być. Hamlet nie
jest zdolny do jakiegokolwiek czynu, ciągle rozważa, co dobre, a co złe. Sytuacja,
w jakiej się znalazł przerasta jego siły, nie potrafi się zdecydować, ustawicznie
błądząc w labiryncie pytań i refleksji. Jest wspaniałym przykładem dwoistości
i sprzeczności natury ludzkiej, postawy często krytykowanej przez pisarzy, jako
prowadzącej do zguby, porażki, bezradności życiowej. Z powodu takich jednostek
nasza ojczyzna nie mogła przez długie lata odzyskać niepodległości, żyjąc w
szponach zaborców. Nie można jednak całkowicie krytykować takiej postawy, jako
że czasami była ona po prostu koniecznością.
Zarówno w „Opowiadaniach” Borowskiego, jak i w „Innym świecie” Gustawa Herlinga-Grudzińskiego
ukazana jest dramatyczna sytuacja ofiar wojny, systemów totalitarnych. Borowski
w „Opowiadaniach” przedstawia wizerunek kobiety wyrzekającej się własnego dziecka,
aby tylko przetrwać straszliwą wojnę. Każdy musi dbać o swoje potrzeby, martwić
się o samego siebie, zdobyć pożywienie, obudzić się następnego dnia. W takich
warunkach, kiedy wojna całkowicie niszczy wszystkie wartości, zanika współczucie
dla drugiego człowieka, nie można dziwić się owej kobiecie. Jak pisze Gustaw
Herling-Grudziński, człowiek tylko wtedy jest człowiekiem, gdy żyje w normalnym
świecie. Tymczasem ten, stworzony przez straszną machinę wojny, przypomina najgorszy
koszmar. Wówczas życie człowieka nie znaczy wiele, a egzystencja ludzka jest,
jak wegetacja roślin, jeszcze zielonych, ale już ledwie utrzymujących się przy
życiu. Pracując w łagrach kilkanaście godzin na dobę, w warunkach uwłaczających
ludzkiej godności, nikt nie myśli o uczuciach drugiego człowieka, ale zależy
mu na swoim bezpieczeństwie, życiu. Jakiekolwiek wartości humanistyczne przestają
istnieć, ale mimo to są tacy, którzy nie mogą zapomnieć o bliźnim. Za przykład
może posłużyć ojciec Maksymilian Kolbe z eseju pt. „Święty” Jana Józefa Szczepańskiego.
Kolbe poświęca swoje własne życie dla drugiego człowieka, skazanego na śmierć
mężczyzny, który ma żonę i dzieci.
Z kolei dla Tadka, bohatera „Opowiadań” Borowskiego, Maria jest ukochaną osobą,
kobietą, na której mu zależy, ale jednocześnie także „tworzywem” przeznaczonym
do produkcji mydła. To jakże wstrząsające zestawienie jeszcze raz potwierdza
wypowiedź Grudzińskiego. Rozdarcie duszy jednostki ludzkiej, dwoistość i sprzeczność
jej natury najbardziej właśnie ujawnia się podczas wojny, w czasach, kiedy śmierć
bliźniego jest czymś powszechnym. Każdy wówczas zadaje sobie pytanie: być albo
nie być (człowiekiem), i tak naprawdę nikt nie jest w stanie na nie odpowiedzieć,
dopóki sam nie znajdzie się w podobnej, okrutnej rzeczywistości. Bo jeżeli być
człowiekiem, to narazić się dobrowolnie na śmierć, ale jeżeli nie, to przestać
należeć do społeczności ludzkiej, mądrych, głupich, uczuciowych jednostek. Wybór
należał i należy do każdego z nas.
Jednym z bohaterów literatury najbliższych nam, młodym ludziom, wkraczającym
w XXI wiek, stulecie komputerów, telefonów komórkowych, internetu, muzyki techno,
jest niewątpliwie zbuntowany Holden Caulifreld z książki autorstwa Jerome’a
Salingera pt. „Buszujący w zbożu”. Ten młody 17-letni chłopak reprezentuje tzw.
beat generation, pokolenie ludzi zbuntowanych, nie mogących pogodzić się z szarą,
kapitalistyczną rzeczywistością. Holden podczas swojej dwudniowej odysei przeżywa
rozdarcie emocjonalne, nie może zdecydować się na powrót do domu. Nie chce spotkać
się z dorosłymi należącymi do świata obłudy i kłamstwa. Zupełnie jak Piotruś
Pan chce na zawsze pozostać dzieckiem oddalonym od tej smutnej rzeczywistości.
Nie uzyskując promocji do następnej klasy, Holden przez dwa dni przemierza ulice
Nowego Jorku, rozdarty pomiędzy potrzebą powrotu do domu, do bliskich, do osób,
które „posiada” na tym świecie a pragnieniem życia „na własną rękę”. Jego wybór
– powrót do domu – łączy obie alternatywy. Spotyka młodszą siostrę, Phoebe,
która jest dla niego uosobieniem niewinności, prawdy, wartości, które wyznaje.
Holden jest niewątpliwie jednym z idealistów, ale równocześnie także rozsądnym
chłopakiem, wkraczającym małymi kroczkami w dorosły wiek. Jak niektórym z nas,
trudno jest mu żyć w szarej, materialistycznej rzeczywistości. Najważniejsze
jednak, że wychodzi z tego obronną ręką, zwycięża, pokonuje własne słabości
i dlatego też wzbudza mój szacunek.
Podobnie jak Antygona, Lord Jim, doktor Tomasz Judym, Hamlet czy Holden, brnę
przez kręty labirynt życia i na każdym jego etapie zadaję sobie pytanie: być
albo nie być… Czasami nie mogę znaleźć wyjścia z tego pełnego przeszkód życia.
Pragnę wzbić się w przestworza niebios, uciec od ciągłych pułapek, trudnych
decyzji, okrucieństwa tego świata. Ja też jestem rozdartą sosną wołającą o pomocną
dłoń, człowiekiem nowego tysiąclecia, zagubioną gałązką drzewa targanego przez
ogromną siłę wiatru. Ale jestem, i chociaż, jak powiedział jeden z bohaterów
utworów Williama Shakespeare’a, że „życie jest cieniem ruchomym jedynie, nędznym
aktorem, który (…) / Pyszni i miota się po scenie, aby umilknąć na zawsze, bajką
opowiedzianą przez głupca”, to chcę żyć. Chcę zmagać się z przeciwnościami losu,
z trudnościami i coraz to nowymi wyzwaniami. Po to przecież zostałem stworzony
przez Najwyższego Reżysera egzystencji ludzkiej. Teraz zaś „zatopiony” jestem
w rozważaniach, znajduję się w przestworzach pozaziemskiej rzeczywistości. Pragnę
jednak powrócić, dołączyć do pozostałych mieszkańców planety Ziemi, razem z
nimi dzielić radości, powodzenia, porażki i smutki, gdyż – jak powiedział sam
Terencjusz – „Homo sum, humani nil a me alienum puto”.
[AS]