„Faszyzm sięga dusz ludzkich”. Twoje refleksje po lekturze utworów o wojnie i okupacji.
Wojna zawsze stanowiła jeden z najistotniejszych tematów
sztuki i literatury. Działo się to za sprawą jej dramatyzmu, znaczenia dla dziejów
narodów i jednostkowych losów.
Dotychczas literatura opisywała los przede wszystkim
żołnierzy, bezpośrednich uczestników walk. Teraz pojawił się odmienny problem
– tragedia milionowych rzesz ludności cywilnej, obozy koncentracyjne i masowa
zagłada narodów, ludobójstwa, jakiego nie znała historia.
Nieludzki czas, życie w ekstremalnych warunkach musiały pozostawić ślad w psychice
ludzi. Dewaluacja wartości moralnych, codzienny widok śmierci i cierpienia,
ciągły strach zmieniały ludzi, znieczulały na ludzką krzywdę. Widok cierpienia
przestał robić wrażenie. Nadrzędnym celem stało się przetrwanie. Los innych
przestał się liczyć. Należało myśleć tylko o sobie. Czas ten dokumentuje Zofia
Nałkowska w „Medalionach”. Był to czas, w którym ranna kobieta, jak bohaterka
opowiadania „Przy torze kolejowym”, mogła cały dzień leżeć w bardzo uczęszczanym
miejscu i nie doczekać się pomocy. Ludzie przynosili jej ukradkiem jedzenie,
młody człowiek kupił jej alkohol i papierosy, ale nikt nie odważył się wziąć
jej do domu. Ranna uciekła z transportu towarowego. Za pomoc uciekinierom groziła
śmierć, a strach był uczuciem silniejszym niż litość. Z litości można było tylko
skrócić jej cierpienia. I młody człowiek zastrzelił ją, tak jak dobija się rannego
konia – z litości.
W czasie wszechwładnego panowania terroru i śmierci trudno było przejmować się
losem innych. Mieszkająca przy murze getta bohaterka opowiadania „Kobieta cmentarna”
wmawiała sobie nienawiść do Żydów. Widziała palące się domy i ludzi wyskakujących
z okien, by nie ginąć w ogniu. Prześladował ją odgłos spadających ciał. Nie
mogła pozwolić sobie na litość, nie mogła ich żałować. Nie mogła dopuścić do
swej świadomości ogromu ich tragedii.
Wgląd w psychikę świadków zbrodni hitlerowskich daje wypowiedź młodego gdańszczanina,
który pracował jako preparator zwłok u profesora Spannera. Chłopak dobrze wiedział,
że profesor produkuje mydło z ludzkiego tłuszczu, jako surowiec wykorzystując
ciała pomordowanych więźniów. Nie był przeciwny temu procederowi. Początkowo
miał opory do używania tego mydła, ale przełamał się. Zaczął nawet wyrażać podziw
dla Niemców, którzy potrafili stworzyć coś z rzeczy tak nieużytecznej, jak martwe
ludzkie ciało.
Nie wszyscy potrafili znieść wojenną rzeczywistość. Wielu ludzi dostawało pomieszania
zmysłów. Opowiada o tym narratorka reportażu „Dno”. Niektóre kobiety wiezione
przez kilka dni w bydlęcych wagonach, w ogromnym tłoku i brudzie, bez świeżego
powietrza oraz bez możliwości zaspokojenia elementarnych potrzeb, nie wytrzymywały
takiego transportu. Te, które zwariowały, natychmiast rozstrzeliwano. Taka podróż
pozostawiła oczywiście niezatarte ślady w psychice tych, którzy ją przeżyli.
Mimo nieludzkich warunków szlachetne uczucia nie we wszystkich się wypaliły.
Istnieli i działali na terenie obozów czy getta ludzie, którzy ratowali życie
innym, narażając własne. Lekarze-więźniowie starali się nieść innym pomoc, opatrując
ich i lecząc dawali kolejną szansę na przetrwanie. O takich postaciach wspomina
autorka w reportażu „Dorośli i dzieci w Oświęcimiu”.
Rozmówca autorki książki „Zdążyć przed Panem Bogiem” – Marek Edelman był ostatnim
przywódcą powstania w getcie, jednym z nielicznych pozostałych przy życiu uczestników
powstania. On opowiada o powstaniu, jednocześnie odbrązowiając je. Mówi o cierpieniu
w sposób zwyczajny, stanowiło ono bowiem składnik codziennego życia, nie było
niczym dziwnym. Także walka w jego opowiadaniu jest czymś naturalnym, jedynym
sposobem zamanifestowania swej indywidualności. W nieludzkim czasie wojny, gdzie
nie można było godnie żyć, trzeba było choć godnie umrzeć. Nie było to łatwe.
Niemcy sprawili, że życie stało się koszmarem. Co dzień człowiek był poniżany,
traktowany brutalnie, cierpiał głód i z głodu, bólu i nienawiści tracił swą
godność. Chcąc przetrwać zaczynał zachowywać się jak zwierzę. Dewaluowały się
prawa moralne, przestawali się liczyć inni. Śmierć przez zagazowanie, bezimienny
grób. Śmierć anonimowa, nie mająca w sobie ani odrobiny intymności – cóż to
za niegodne człowieka odejście. Lepsze już było nawet samobójstwo. Choć nie
miało to takiego znaczenia, jak śmierć w walce, wielu ludzi je wybierało.
Powstańcy żydowscy nie zamierzali być bohaterami, nie walczyli tylko po to,
by pokazać światu swój bunt. Chodziło im o zachowanie człowieczeństwa, o możliwość
wyboru rodzaju śmierci. I wybierali śmierć głośną, efektowną. Śmierć w krzyku
i płomieniach, pogrążoną w odgłosach strzałów.
Tadeusz Borowski w swoich opowiadaniach prezentuje obraz okupowanej Warszawy.
Na gruzach miasta ludzie uczyli się, pracowali, robili interesy. Trzeba było
jakoś przystosować się do istniejących warunków. Od czasu do czasu poruszały
opinię publiczną jakieś dramaty: masowe egzekucje czy pierwsze łapanki. W ekstremalnych
warunkach ludziom przyświecał jednak jeden cel: przetrwanie.
Wojna ukazała, jak wiele człowiek może znieść, jaki ogrom poniżenia, jak nieludzkie
traktowanie jest w stanie wytrzymać. Oczywiście takie warunki wywołują ogromne
zmiany w psychice: degradację osobowości i dewaluację systemów wartości. Strach
i walka o byt determinują zachowanie człowieka. Śmierć i cierpienie nie robią
już wrażenia. Nigdy wcześniej człowiek nie próbował tak upodlić drugiego człowieka.
W tych tragicznych warunkach ludzie ukazali swoją bezdenną odporność na otaczającą
rzeczywistość, stali się bohaterscy, mieli odwagę rzucenia światu wyzwania i
rozpoczęcia beznadziejnej walki. Wojna ukazała różnorodność postaw ludzkich,
ich działania często były odmienne, czego powodem były ich różne charaktery,
motywy którymi kierowali się w życiu.
[MPa]