Gloryfikacja czynu powstańczego w „Gloria victis” Elizy Orzeszkowej.

Pozytywiści krytycznie ocenili działania wyzwoleńcze swoich
poprzedników, gdyż były one nieskuteczne i nieprzemyślane. Toteż walka o niepodległość
była problemem często podejmowanym w nowelistyce polskiej.

W „Gloria victis”
Eliza Orzeszkowa zrelacjonowała przebieg jednego z epizodów powstania styczniowego.
Los grupy powstańców z Polesia wspominają leśne drzewa, świadkowie walk, cierpień
i nadziei ludzkich. Opowiadają o nich wiatrowi, który odwiedził bezimienną leśną
mogiłę. Przybył tutaj, gdyż „latał po świecie, ażeby zbierać jego prawdy i baśnie,
minione dzieje, wyronione jęki, echa stoczonych walk, ażeby… nieść je w przestrzeń,
w dal, w czas, w pamięcie, w serca…”. Oddziałem powstańców dowodził Romuald
Traugutt, który „wziąwszy na ramiona krzyż narodu swego, poszedł za idącym ziemią
tą słupem ognistym i w nim zgorzał”. Przy jego boku najczęściej i najbardziej
walecznie bił się młody chłopiec o nazwisku Tarłowski, i chociaż „w geniuszu
natury i górnych myślach ludzkich rozkochany, do bojów tych stworzony nie był”.
Mieszkał z siostrą niedaleko miejsca walk, ich dom otoczony był zielenią drzew,
które kochał wraz z całą przyrodą i której tajemnice pragnął poznać. Niezrozumiałe
było dla niego to, że ludzie się nienawidzą, że nie potrafią żyć w zgodzie i
harmonii, których przykłady niesie przyroda. Przeciwny wszelkim gwałtom ruszył
do walki, aby zabijać, gdyż „dopóki gwałt, dopóty święty przeciwko gwałtowi
gniew! Dopóki krzywda, dopóty walka! Przez krew i śmierć, przez ruiny i mogiły,
z nadzieją czy przeciw nadziei walka z piekłem ziemi w imię nieba, które na
ziemię zstąpi…”
W dniu ciężkiej bitwy wielu zginęło i wielu zostało rannych. Zwycięski oddział
wrogów nie oszczędził nawet tych, których złożono w szałasie, by leczyć ich
rany, lub by mogli umrzeć w spokoju. Po kilkunastu minutach walki nie było już
ani żołnierzy, ani rannych i lekarzy, „były tylko trupy w krwi broczące i jeszcze
otrzymujące nowe rany, umilkłe albo w strasznym konaniu charczące”. Wśród zamordowanych
był także Tarłowski.
Mijały lata, a nad leśną mogiłą niestrudzony czas wciąż szeptał: vae victis!>/i>
(biada zwyciężonym!). Kiedy wiatr wysłuchał opowieści, zerwał się gwałtownie
i przelatując nad światem głosił wszystkim nową prawdę – gloria victis!
Wiedział bowiem, że nadejdą kiedyś czasy, w których dzięki nim „miecze mają
być przekute na pługi, a jagnięta sen spokojny znajdować w boku ludów…”
Autorka „Gloria victis” składa hołd poległym i wyraża przekonanie, że poniesione
ofiary nie były daremne, a przyszłość doceni ich wielkość. Bo choć naród przegrał
walkę zbrojną, to jednak dowiódł swojej odwagi i męstwa. Udowodnił, że warto
przelać krew za sprawę najświętszą.
[MPa]

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *