Zbyszko Dulski, czyli o bezwiednym przesiąkaniu dulszczyzną
Zbyszko, syn pani Dulskiej, wydawałoby się tak do niej niepodobny,
sam jednak zdawał sobie sprawę z tego, że w przyszłości będzie jak ona, że prędzej
czy później przesiąknie dulszczyzną.
Na początku zastanówmy się, czym właściwie
jest ta niesławna dulszczyzna. Otóż, jak nietrudno się domyślić, jest to postawa,
jaką prezentuje pani Dulska, postać dramatu Gabrieli Zapolskiej „Moralność pani
Dulskiej”. Chodzi właśnie o jej moralność, jej podejście do kwestii etycznych.
Otóż moralność Dulskiej jest co najmniej wypaczona. Nie jest dla Dulskiej ważne,
czy czyn jakiś jest dobry, czy zły. Dla niej ważne jest, jak widzi to środowisko.
Nie martwi się ona o to, czy robi dobrze, czy źle, ale o to, co powie o jej
postępowaniu sąsiadka. Tak więc dulszczyzna to przede wszystkim dwulicowość
i zakłamanie. Dulszczyzna to brak sumienia, które zastępuje opinia otoczenia.
Dulska cały czas żyje na pokaz. Dla Dulskiej coś jest złe, jeśli psuje opinię.
Robienie świństw za plecami wszystkich jest zaś wedle jej zasad usprawiedliwione,
o czym świadczy fakt, że kazała córce udawać młodszą, aby mniej zapłacić za
bilet. Bowiem dulszczyzna to także przywiązanie do pieniędzy, nadawanie im wartości
najwyższej, może poza opinią społeczeństwa. Dulszczyzna to skąpstwo, dorobkiewiczostwo.
Jak widać, nikt nie chciałby być określony tym mianem. Poza Dulską oczywiście.
Nic więc dziwnego w tym, że Zbyszko brzydził się postawą matki. Ale nie wydaje
się, żeby groziło mu stanie się takim, jak ona. Był raczej jej przeciwieństwem,
w ogóle nie przejmował się opinią, beztrosko wydawał pieniądze, nie przywiązując
do nich wartości. O całkowitej odmienności postaw Zbyszka i jego matki świadczy
ich wzajemna opinia o sobie. Zarówno Dulska jest niezadowolona z nocnych wypraw
Zbyszka, jak on ze sposobu traktowania ludzi przez matkę. A jednak on sam zauważa,
że w przyszłości stanie się do niej podobny. Dlaczego miałoby się tak stać,
jego postawa jest wszak zupełnie odmienna? Kiedy jednak matka umrze, Zbyszko
odziedziczy po niej kamienicę, a będzie już za stary na tryb życia, jaki prowadzi
teraz. Wtedy być może odezwie się w nim połowa genów matki, być może zacznie,
jak ona, bardziej się przejmować opinią niż lokatorami. Może będzie miał już
dość nieprzejmowania się otoczeniem. Może stanie się jak Dulska.
Zbyszko ma tę wizję przed oczami i wcale mu się to nie podoba. Odrzuca go myśl
o takim życiu. Ze wszystkich sił stara się nie dopuścić do takiej sytuacji.
Jego wysiłki są doskonale przedstawione w dramacie — postanawia ożenić się z
Hanką, wbrew wszystkim, a przede wszystkim wbrew matce. Chce udowodnić przed
samym sobą, bo przecież nie przejmuje się opinią innych, a może właśnie zależy
mu na tym, żeby wszyscy o nim mówili; chce udowodnić, że nie przejmuje się tym,
że Hanka jest służącą i że jest biedna. Wbrew oburzeniu Dulskiej postanawia
tę jedną rzecz w życiu zrobić prawidłowo, uczciwie. Myśli, że to uchroni go
od zdulszczenia. Mówi:
„Ja chciałem raz zetrzeć w proch to podłe, to czarne, co tu jest duszą złych
czynów w tych ścianach. Chciałem raz wziąć się za bary z tym czymś nieuchwytnym”.
Lecz kiedy to mówi w rozmowie z Juliasiewiczową, już widzi, że mu się to nie
uda. Tak też się dzieje — pod wpływem matki i Juliasiewiczowej rezygnuje ze
swojego planu, poddaje się. Czy to znaczy, że poddaje się w ogóle? Że pogodził
się z tym, co go czeka? Czy wystarczająco przesiąknął już dulszczyzną?
[TL]