Marcin Borowicz bliski czy daleki uczniowi końca dwudziestego wieku.
Marcin Borowicz to jeden z głównych bohaterów powieści Stefana
Żeromskiego pt. „Syzyfowe prace”. Przedstawiony jest jako osoba należąca do
społeczności uczniowskiej i biorąca czynny udział w życiu szkolnym.
Mimo faktu, iż w powieści mowa jest o odległych nam czasach, uważam, że Marcin
jest bliski uczniowi końca dwudziestego wieku.
Spróbuję to udowodnić wskazując na jego i nasze odpowiednie cechy. Przede wszystkim
Marcin musiał się uczyć, aby cokolwiek osiągnąć. Uczęszczał w tym celu do szkoły
i starał się opanowywać materiał. Odrabiał zadane do domu lekcje i wyuczał się
wszelkich „iksów i igreków”.
Są to podstawowe sprawy, które i nam nie są obce.
Wiemy też dużo na temat wzajemnych stosunków uczniów i nauczycieli. Jednych
z pedagogów lubimy bardziej, innych mniej. Czyż nie tak samo było w przypadku
naszego kolegi z gimnazjum?
Sięgnijmy po kolejne sprawy, których pomimo powierzchownych różnic, istota jest
wciąż ta sama. Marcin w okresie szkolnym przeżywa wiele przemian wewnętrznych,
kształtuje swą osobowość, szuka drogi i wartości życia. Zwraca swe oczy ku rzeczom
wspaniałym, nieznanym i najczęściej zabronionym, czego przykładem jest czytywanie
ocenzurowanych dzieł polskich pisarzy.
Sądzę, że z nami jest podobnie. Przecież każdy z nas dojrzewa, szuka swojego
„ja”. Obiera cele w życiu, czyli np. planuje jaki zawód będzie wykonywał w przyszłości.
Również, jak Marcin, dąży do wspaniałości i egzotyki. I chyba jedynym problemem
są ocenzurowane dzieła, jako że dziś w zasadzie takie nie istnieją. Ale i one
były jeszcze całkiem niedawno, bo do końca lat 80-tych XX wieku!
Kolejną ważną sprawą jest stosunek do obowiązków szkolnych. Śmiem twierdzić,
że w tej kwestii również mamy z Marcinem wiele wspólnego. Większość z nas bowiem
narzeka na naukę, szkołę i w ogóle na cały proces kształcenia. Faktem jest,
że przyczyny tego są całkiem inne, niż te, z powodu których Borowicz nie pałał
chęcią do nudnych lekcji. Jednak fakt pozostaje faktem.
Marcin, zanim wytyczył sobie drogę, po której chciał kroczyć, drogę prawdy i
wiary w polskość, błądził różnymi ścieżkami. One to prowadziły do rusyfikacji,
do nietolerancji wobec Polaków. Były ścieżkami zgubnymi.
Nie poddaję pod wątpliwość, że i w tym zaznacza się nasze podobieństwo.
My także niekiedy kroczymy ścieżkami nieuctwa, lenistwa, czy też wszelkiego
zła, aby dopiero potem zrozumieć, czego naprawdę chcemy i co stanowi największą
wartość. Zawracamy wówczas, i na tej zasadzie, ze szkolnego łobuza wyrasta czasem
całkiem porządny człowiek. Niestety, coraz częściej w społeczności uczniowskiej
zdarzają się odwrotne przypadki, ale to już sprawa całkiem inna.
Myślę, że nie możemy pominąć jeszcze jednej rzeczy, aby udowodnić to, co stwierdziłam
na wstępie. Jest jeszcze bowiem miłość, wielka, młodzieńcza miłość Marcina do
Biruty. Chłopiec jest oczarowany, onieśmielony. Chodzi za Birutą całymi dniami
i nie śmie przemówić do owego bóstwa. A czyż nasi chłopcy nie wzdychają do różnych
piękności; nie śledzą ich; nie podpatrują? Co prawda zdarzają się i tacy rycerze,
którzy nawet nawiązują rozmowę, ale tym samym stają się mniej podobni do Borowicza.
Powyżej podałam wiele argumentów uzasadniających to, że Marcin jest bliski uczniowi
dwudziestego wieku. Mam nadzieję, że udało mi się dowieść, iż mimo tak wielkiej
odległości czasu, jaka nas dzieli, mamy ze sobą dużo wspólnego.
Pomimo wielu, wydawałoby się podstawowych różnic, istnieją podobieństwa, których
nie sposób obalić.
Różnicą jest to, że Marcin żył w okresie rusyfikacji i walczył z nauczycielami,
którzy chcieli go wynarodowić. My zaś jesteśmy zupełnie wolnymi Polakami, a
za jedyny przejaw ucisku ze strony pedagogów możemy uważać nadmiar zadawanych
lekcji.
Jeżeli zaś chodzi o podobieństwo, myślę, że najważniejsze jest to duchowe. I
chociaż młodzieńcze rozterki, przemyślenia, poszukiwania Marcina i nasze dotyczą
czego innego, to procesy pozostają wciąż te same. Są to procesy, które charakteryzują
chyba każdego młodego człowieka; tego sprzed stu lat i tego dzisiaj.
[MP]